18 grudnia 2017

Rozdział 9


I was waiting...
For you,
My whole life!
El, my whole life
I gave you!

     Zaczęła go ignorować jakąś godzinę temu, a on nadal sobie nie poszedł. Siedział wytrwale przy jej łóżku i nie ruszył się na krok. Na początku próbował z nią rozmawiać, ale teraz chyba zrozumiał, że to nie miało najmniejszego sensu. I tak mu nie była w stanie wybaczyć - tak, tego była pewna, jednak Gabriel nawet o tym nie pomyślał. Był za to pewny, że się tym razem nie podda, choćby miał zrezygnować ze swojej kariery. Elisabeth stała się dla niego zbyt ważną osobą już dawno temu i szkod tylko, że tak późno to zrozumiał.
- Wyjdź stąd - warknęła, gdy rozsiadł się jeszcze bardziej. Uniósł jedną brew i posłał jej krzywy uśmiech.
- Nie myśl, że tylko ty jesteś tutaj uparta - szepnął i przymknął oczy. Nie chciał się jej o to pytać, ale w końcu musiał. - Zadzwoniłaś do rodziców, aby im powiedzieć, że jesteś w szpitalu?
- Nie - warknęła, gdy poruszył kolejny drażliwy temat. Dlaczego, do diabła, on tu nadal siedział?! Nie miał nic innego, mądrzejszego do roboty?
- Numer im się nie zmienił ? - zapytał, wyciągając swoją komórkę. Spojrzała na niego zaskoczona, odgarniając swoje rude włosy na ramię.
- Ten numer już nie stanieje - syknęła, mając wrażenie, że on za bardzo się wtrąca w jej życie. - Czy nie możesz sobie znaleźć kogoś innego do nękania? Do diabła, na pewno jakaś kobieta na ciebie w domu, a ty tu siedzisz z osobą, której nie znasz!
- Przestań - powiedział spokojnie, po czym spojrzał jej prosto w oczy. Wewnętrznie westchnęła, bo uwielbiała ten kolor, te ciemne rzęsy  to spojrzenie pełne troski. Szkoda, że już tego nie było. - Nie miałem żadnej kobiety po tobie. Z żadną się już nie kochałem, bo żadna nie była tobą.
- Co? - parsknęła, nie rozumiejąc, po co on jej to wszystko mówił. Czuła się osaczona. Miała wrażenie, że jak znowu mu zaufa to on zabierze jej wszystko. Dzieci, chęć do życia... Nie mogła na niego patrzeć. Za bardzo bolały ją wspomnienia oraz to, że istniało tak wielkie dla niej ryzyko.
- To, co słyszałaś. Nie miałem i nie mam nikogo oprócz ciebie -mrugnął do niej, wiedząc że dolewa oliwy do ognia. Już i tak wyglądała tak, jakby miała go zaraz rozszarpać. - Teraz już możesz ze mną na spokojnie porozmawiać?
- Chyba śnisz - syknęła, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Połozyła się z powrotem, słysząc obok siebie ciężkie westchnięcie.
     Już nic się nie odezwał. W sali panowała cisza i żadne z nich nie chciało jej przeywa. Gabriel miał nadzieję, że łatwiej mu będzie się dogadać z El, po tym wszystkim. Jednak teraz miał wrażenia, że ona się go po prostu boi. Nie wiedział tylko czemu, chociaż miał pewne podejrzenia. Nie spodziewał się, że posiada dzieci - to była dla niego czysta abstrakcja. Nawet do końca nie wiedział, czy uda mu się w przyszłości znaleźć kobietę swego życia. A jednak - stare uczucia wróciły ze zdwojoną siłą, gdy tylko zobaczył Elisabeth. Do tego dzieciaki, wydawały mu się idealne. Gdyby mu jeszcze wybaczyła, to byłby w stanie uwierzyć, że jakieś najcudowniejsze marzenia właśnie się spełniło.
- Przyniosłem wypis ze szpitala - powiedział lekarz, wchodząc do sali. Od razu skierował swe kroki w stronę łóżka Elise. - Musi pani po prostu więcej wypoczywać i brać witaminy. Wtedy wszystko wróci do normy.
- Dziękuję, panie doktorze - posłała mu delikatny uśmiech, siadając na łóżku. Udawała, ż nie ma w tym samym pomieszczeniu jeszcze trzeciej osoby, która niezmiernie ją irytowała.
     Lekarz wyszedł, żegnając się krótko i znowu nastała cisza. Jednak obydwoje wiedzieli, że zaraz zostanie ona przerwana. Tylko jeszcze nie wiedzieli, przez którą osobę.
- Zarzymaj się u mnie - powiedział cicho, jakby bojąc się reakcji rudej. Kobieta zachowała się jakby w ogóle go nie usłyszała, tylko dalej pakowała swoje rzeczy do torebki. Nawet nie wiedziała, że Derek znalazł je w pracy. Szczotka do włosów? No tak, miała ją zawsze ze sobą, bo nie wiadomo, kiedy jakiś okropny wiatr się zerwie przed jakimś ważnym spotkaniem. - Elisabeth, zatrzymaj się u mnie.
- Dlaczego? - nie miała siły się już z nim kłócić. Może jak będzie spokojna i zgodzi się na niektóre z jego warunków to nie zabierze jej dzieci. Nawet jeśli będzie musiała mu usługiwać to zrobi wszystko, aby tylko bliźniaki zostały z nią. Nigdy mu ich nie odda!
- Bo cię o to proszę, a poza tym przyda ci się pomoc. Widzę, jaka jesteś wyczerpana. Kochana - wstał, cały czas do niej spokojnie mówiąc. Obserwowała go kątem oka, nie chcąc się gwałtownie ruszać i nadmiernie denerwować, bo wtedy mogli by ją tutaj zostawić na dłużej. - Odbierzemy dzieciaki i pojedziemy do mnie. Mam dom na obrzeżach miasta, ale bez problemu jutro mógłbym cię podwieźć do pracy, a chłopaków do szkoły.
- Ale... - zająknęła się, myśląć o tym, że musiała wziąć parę rzeczy z mieszkania. Miała nadzieję, że nie będzie jej wtedy towarzyszył. - Nie chcę, abyś mówił dzieciakom prawdę. Sama im o tobie powiem w odpowiednim czasie.
- No dobrze - sapnął  i zarzucił jej torbę na ramię, po czym wyciągnął drugię w jej stronę. Chwilę się zastanowiła i z cichym westchnięciem je przyjęła, pozwalając się podtrzymywać przez znienawidzonego przez nią mężczyznę. - Chcę się z tb zaprzyjaźnić, a już na pewno nie skrzywdzić. Już raz to zrobiłem i wystarczy mi na całe życie.
- Mi też - parsknęła, denerwując się lekko. Dlaczego on cały czas musiał wracać do tego tematu? Gdyby naprawdę mu tak  zależało, to by jej szukał! 

~*~*~*~

     Zauważyła jak Gabriel marszczy brwi, gdy coraz bardziej zbliżali się do kamienicy, w której mieszkała. Wiedziała, że mężcyzna już z daleka widzi, w jakiej okolicy mieszkała i pewnie domyślał się, jakie warunki panowały w jej mieszkaniu. Będzie musiała go zbyć, aby tylko nie potwierdził swoich domysłów. Mógłby jej wtedy w ogóle nie dać spokoju i zabrać dzieci. Westchnęła cicho, nie chcą patrzeć na tę okolicę.
    Z powrotem zwróciła uwagę na profil młodego artysty. Musiała przyznać, że jeszcze bardziej wydoroślał od czasów szkoł, chociaż wtedy w nim było widać prwdziwego mężczyznę. Pamiętała dotyk jego delikatnych włosów, które były od zawsze w nieładzie. Za czasów szkoły dokładnie się golił, a teraz miał dwudniowy zarost. Sama musiała się przed sobą przyznać, że był przystojnniejszy jeszcze bardziej. Podobał się jej - i temu nie mogła zaprzeczyć. Szkoda tylko, że miał tak paskudny charakter.
     Czuł jej spojrzenie na sobie, ale nie komentował tego. Chciał, aby mu zaufała, a głupimi komentarzami mógłby wszystko zepsuć. Miał nadzieję, że uda im się wrócić do relacji sprzed lat. Tak bardzo chciał zobaczyć ją, jak się śmiała do łez, gdy razem oglądali filmy i je komentowali. Abo gdy chodziła na koncerty i mówiła mu po nich, co miał zrobić, aby poprawić swój wizerunek. "Uśmiechnij się tak, aby żadna ci się nie oparła. Wykoorzystaj to, że jesteś przystojny, a nie się ukrywać,  Graham." Pamiętał doskonale jej słowa. Cholernie mu tego teraz brakowało, gdy schodził ze sceny, a tej przepięknej rudej dziewczyny nie było przy nim; że wszczyscy go chwalili i nikt mu nie zwracał uwagi na drobne potknięcia - a ona pewnie by to zrobiła. I za to ją cenił najbardziej - za szczerość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz