3 października 2016

Rozdział 4


I don't care anymore
About you
About your smile
You chose another way
Another life
It's my fault
And I can't take care anymore
Anymore
Anymore!

     Nie wiedziała w co się wpakowała, póki nie przekroczyła progu ogromnego budynku. Już stamtąd widziała te wszystkie bogato wystrojone osoby, które biegały za swoimi gwiazdami. Przełknęła ślinę i spojrzała się w stronę recepcji. Podeszła do niej i poczekała, aż młody mężczyzna zwróci na nią swoją uwagę. Siedział i przeglądał jakieś papiery. Dopiero po chwili spojrzał się na nią znudzonym spojrzeniem niebieskich oczu. Zmierzył ją nim, jakby oceniał wiek, wygląd i najbardziej - ilość pieniędzy.
- Witamy w Camre's Entertaiment. W czym mogę pomóc? - zapytał się niby miło, ale w jego oczach tego nie zauważyła. Wygładziła automatycznie dół kremowej sukienki do kolan.
- Chciałabym się rozejrzeć i porozmawiać z panem Thomasem Camre - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Chciałaby być czasami taka odważna jak bohaterki niektórych filmów. Były idealne, tak jakby szara rzeczywistość ich nigdy nie dosięgnęła.
- Oczywiście... Proszę się więc udać na piąte piętro. Tam będzie czekał na panią asystent szefa, który panią do niego zaprowadzi - skinęła głową i ruszyła w kierunku wind. Przycisnęła jeden przycisk, na którym była strzałka w górę. Spojrzała się na swoje delikatne, niczym nieozdobione buty. Były proste, nierzucające się w oczy. Tanie. Nie pasowały do wystroju tego wnętrza. Tak jak jej sukienka. Może gdyby więcej zarabiała... Ale pieniądze i tak by wydała na swoje dzieci.
    Jak ona się w ogóle tutaj dostała? Pamiętała jak szef ją poprosił o te warsztaty, ale mimo wszystko czuła jakby znalazła się w końcu w dobrym miejscu. I to właśnie napawało ją coraz większymi obawami. Nie powinna tak się czuć w ekskluzywnym budynku, do którego przychodziły same gwiazdy, które było na wszystko stać. Ona tutaj nie pasowała. Była biedna, a oni takich ludzi nie tolerowali. Znała ich. Nawet gdyby któryś z nich, kiedyś był w podobnej sytuacji, teraz do tego by się nie przyznał. A innych, którzy już zostali w tej gorszej sytuacji, wyśmiałby i zaczął nimi pogardzać.
- I tak się wszystko zaczyna, Peter. Nie możemy dłużej czekać z tą trasą, bo ona i tak nas dopadnie... - powiedział za nią znajomy głos, przez który lekko się wzdrygnęła. W tym jednym momencie zaczęła się modlić o szybki przyjazd windy. Jednak, gdy ta tylko przyjechała, zauważyła, że nie wchodzi do niej sama. Stanęła w samym rogu i zasłoniła dyskretnie twarz włosami, ale na szczęście dwójka mężczyzn nie zwróciła na nią zbytniej uwagi. Jeden z nich był wysoki o miłej barwie głosu, którego można byłoby słuchać godzinami. To on przed chwilą się odezwał do niższego, dużo starszego Petera. Był siwy i miał na nosie grube okulary, ale nie wyglądał źle. Widać było już na pierwszy rzut oka, że był zadbany i pracował nad swoim wyglądem. Jednak ten pierwszy to dosyć rozpoznawalna postać. No tak... Menadżer i jego gwiazdeczka. Gabriel Graham.
    Tak, Gabriel Graham na pewno podobał się wielu kobietom. Wysoki z potarganymi, ciemnobrązowymi włosami i o hipnotyzującym niebieskim spojrzeniu. Lekki zarost dodawał mu tylko uroku niby eleganckiego mężczyzny, który lubił się czasami zabawić. Dopasowany garnitur, który miał na sobie, podkreślał jego idealną sylwetkę. Typowe szerokie ramiona i wąskie biodra. Przystojny, bogaty, umiejący śpiewać... Dla wielu to wystarczy. Jednak pewnie żadna nie wiedziała jaki był naprawdę.
- Gabriel, na razie musisz coś zrobić z nową piosenką. Trzeba nagrać teledysk i wybrać odpowiedniego grafika, który zrobi okładkę dla twojego nowego albumu. Doskonale wiesz, ile przy tym będzie pracy. I ja także zdaję sobie sprawę z tego, że chcesz czasami odpocząć.  Może znajdziesz sobie w końcu jakąś pannę? - ruda kobieta nie chciała ich podsłuchiwać, ale nie dało się w żaden sposób zagłuszyć ich rozmowy. Zaczęła więc patrzeć, jak poszczególne cyferki zmieniają się, ukazując odpowiedni numer piętra, na którym się w danej chwili znajdowali. Nawet wsłuchiwała się w tę denerwującą melodyjkę! Jednak po chwili znów przeniosła swój wzrok na buty.
     Rozsuwane drzwi okazały się dla niej zbawieniem. Jednak jak zwykle musiała się potknąć przez co, przez przypadek szturchnęła Gabriela Grahama. Mruknęła jakieś ciche przeprosiny i jak najszybciej opuściła windę. Wiedziała, że zachowuje się co najmniej dziecinnie, ale nie była w stanie dłużej przebywać w jego towarzystwie. Ba! Ona nie chciała w ogóle z nim przebywać w jednym pomieszczeniu! Wywoływał on za dużo wspomnień, które starała się od długiego czasu wyprzeć ze swojej pamięci. Nie chciała go pamiętać, nie po tym, co jej zrobił. Zniszczył wszystko.
- Pani Elizabeth Brownstone? - usłyszała głos kolejnego mężczyzny, który stał przy biurku i uśmiechał się do niej miło. Odpowiedziała mu tym samym, potakując lekko głową. - Proszę za mną, pan Camre już na panią czeka.
    Ruda kobieta ruszyła za dosyć niskim i pulchnym mężczyzną, który zaczął ją prowadzić  wzdłuż korytarza. Miała wrażanie, że cały czas dotyka ramieniem Gabriela Grahama. Jego dotyk na jej ciele zostawiał płonące ślady, które niełatwo chciały pójść w zapomnienie. Jednak wszystko, co łączyło się z nim, gasło, gdy przypominała sobie jego ostatnie słowa, które do niej skierował.
    Podniosła głowę wyżej, aby powstrzymać zły nastrój, który spowodowało spotkanie z tym jednym mężczyzną. Miała dosyć tego, że kiedy coś zaczynało jej się układać, musiała go spotykać. Kiedyś jej nie przeszkadzała jego obecność, ale to było przed tym, jak zaczął śpiewać. Potem się zmienił. Stop! Nie mogła o tym myśleć, będąc na rozmowie w obcym miejscu. Przyszła tutaj, aby załatwić warsztaty w swoim aktualnym miejscu pracy, a nie wspominać czasy liceum.
- Witam, pani Brownstone - powiedział patykowaty mężczyzna, który stanął przed nią w dżinsach i dopasowanej, sportowej marynarce. Pod spodem miał zwykłą szarą koszulkę z jakimś ciemniejszym nadrukiem. Wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą uścisnęła. - Jestem Thomas Camre. Słyszałem, że pani została przysłana tutaj przez mojego starego znajomego. Proszę usiąść... Kawy?
- Chętnie, dziękuję - odpowiedziała, zajmując miejsce naprzeciwko mahoniowego, dużego biurka, przy którym zajął miejsc pan Camre. Odsunął jakieś papiery na bok i spojrzał się na nią zaciekawiony. Ciemne kosmyki opadały mu łobuzersko na czoło, jakby próbowały ukryć jego lekkie, rozbawione spojrzenie zielonych oczu.
- Więc słucham, pani Brownstone - przekrzywił lekko głowę, opierając brodę na splecionych dłoniach. Przełknęła ślinę i również, nieustępliwie zaczęła mu się wpatrywać w oczy.
- Nasz wspólny znajomy, pan Derek Swan, chciałby, aby w jego sklepie zostały przeprowadzone warsztaty muzyczne. Miał nadzieję, że niektórzy artyści, którzy z panem współpracują, chcieliby je przeprowadzić - powiedziała, przy okazji zakładając nogę na nogę, co zwróciło uwagę mężczyzny. Jednak po chwili swój wzrok przeniósł z powrotem na twarz Elizabeth. Pokiwał powoli głową, nie odwracając od niej spojrzenia.
- Zobaczę, co da się zrobić... Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? - zapytał się, a ona roześmiała wesoło. Ona nigdy nie spotykała tych bogatych, nie licząc rodziców innych dzieci w szkole muzycznej. Jednak żadne z nich nie podchodziło, aby z nią porozmawiać. Taka hołota im niepotrzebna w życiu.
- Nie, na pewno nie  - odpowiedziała, biorąc łyk aromatycznej kawy, która została przed chwilą przyniesiona przez jakąś kobietę. Po chwili zaczęli rozmawiać o szczegółach współpracy.
    Jednak inna osoba w budynku intensywnie zastanawiała się, kim była kobieta w windzie. Gabriel patrzył się nieprzytomnym wzrokiem przez okno, jakby próbując z niego wyczytać potrzebną mu odpowiedź. Była do niej podobna, ale to nie mogłaby być ona.  Nienawidziła muzyki, po tym, co jej zrobił i w sumie się temu nie dziwił. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby mógł z nią porozmawiać. Jak miałby przeprosić? Czy by mu wybaczyła? Świat należał do odważnych, ale on bał się odrzucenia. Dlatego nigdy sam nie zaczął jej szukać. Jedynie robił to tylko wzrokiem na swoich koncertach, jakby mając nadzieję, że ona i tak przyszła. Tylko dla niego. Tak jak to robiła wcześniej za każdym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz