You were my stranger
In our life!
You were my lover
In my bed!
I won't never forget you
I promise...
In our life!
You were my lover
In my bed!
I won't never forget you
I promise...
Sobota. To powinien być dzień spokojny i mniej pracowity niż
reszta tygodnia. Jednak nie dla Elise Brownstone. Nie dość, że miała
tego dnia pracę to jeszcze później miała iść do kosmetyczki i fryzjera.
Westchnęła cicho, przecierając twarz dłońmi. Siedziała na wysokim
krześle w sklepie, w którym już od kilku dni pracowała. Niedługo miała
dostać swoją pierwszą wypłatę w tym miejscu. Przynajmniej będzie mogła
jakoś znowu rozplanować swoje finanse.
- Elise, chciałbym tu zorganizować małe zajęcia, ale nie wiem, czy to
się wszystko uda - powiedział Derek, przeczesując palcami swoje włosy.
Spojrzała się na niego, unosząc do góry jedną brew. Ich stosunki były
bardzo dobre i chyba nigdy nie miała tak dobrego kontaktu ze swoim
szefem.
- A na czym miałyby polegać? - zapytała się, odkładając wszystkie notatki do odpowiednich szuflad.
- Właśnie z tym do ciebie przychodzę. Będzie trzeba napisać program,
bo chciałbym tutaj zrobić krótkie wykłady na temat początków kariery
muzycznej, a pojawiła się dobra ku temu okazja. Do naszego miasta
przyjeżdża kilku młodych artystów, więc chciałbym to wykorzystać. A mój
brat zajmuje się ich przyjmowaniem i organizacją ich koncertów. Tylko
będzie trzeba pojechać w odpowiednie miejsce i porozmawiać z
odpowiednimi ludźmi - westchnął tutaj cicho. Spojrzał się na nią z
wypisaną prośbą na twarzy. - Jesteś kobietą, a tam będą sami faceci. Czy
mogłabyś pojechać tam i z nimi porozmawiać? Dostałabyś dodatkowe
wynagrodzenie za takie zadanie.
- No dobrze, tylko powiedz mi kiedy mam tam jechać - czego nie robi
się dla dzieci? Każde dodatkowe pieniądze są dla niej zbawianiem i
grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Może nawet spotka parę
sławnych osób?
- Mogłabyś jechać od rana w poniedziałek? W godzinach pracy,
oczywiście, bo później nie będziesz mogła, prawda? - pokiwała głową, a on
uśmiechnął się do niej ciepło. - Wyślę ci adres wiadomością i przelałem
ci wypłatę na konto, które mi wcześniej podałaś.
- Dzięki, Derek - powiedziała i spojrzała się na zegarek. Wzięła
swoją torbę z małego zaplecza i podała mu dłoń. Uścisnął ją z jeszcze
szerszym uśmiechem. - Do zobaczenia.
- Do widzenia, Elise. Uśmiechnij się trochę! - zawołał jeszcze za
nią, przez co się zaśmiała cicho. Ruszyła w stronę fryzjera, do którego
miała się udać po zakończeniu pracy. Powinna tam dojść w ciągu
półgodziny, ale jak się pośpieszy to może dostanie się tam po dwudziestu
minutach.
Weszła do luksusowego salonu fryzjerskiego i podeszła do
recepcji. Blondynka o prostych włosach spojrzała się na nią przenikliwym
spojrzeniem, po czym się delikatnie uśmiechnęła.
- Słucham, proszę pani?
- Byłam umówiona do fryzjera, Elise Brownstone - dziewczyna wpisała
jej nazwisko do komputera. Pokiwała powoli głową i wskazała ręką na
kanapę.
- Wszystko jest opłacone wraz z kosmetyczką. Proszę usiąść i zaraz
pani zostanie poproszona do któregoś z pokoi - usłyszała i wykonała
polecenie. Spojrzała się na swoje odbicie w lustrze i westchnęła cicho.
Rude włosy przypominały szopę, ciemne worki pod oczami i zmęczone
spojrzenie. Piegi niby dodawały jej uroku, ale nie znosiła ich odkąd
tylko pamiętała.
Przydałoby jej się nowe ubranie. Nie pamiętała momentu, kiedy
ostatni raz sobie coś kupiła. Wszystkie oszczędności wydawała na swoje
dzieci, nie patrząc na siebie. Chłopcy zawsze byli najważniejsi, a jej
wygody już dawno zeszły na drugi plan. Zerknęła kątem oka na nierówne,
rozdwojone na końcówkach paznokcie. Naprawdę przyda się jej ta wizyta u
kosmetyczki. Przynajmniej przez chwilę z powrotem będzie mogła się
poczuć zadbana.
- Dziękuję, panno Natalie i do widzenia - powiedziała niziutka
fryzjerka, wychodząc razem ze znienawidzoną byłą przełożoną Elisy z
pomieszczenia numer trzy. Miała irokeza na głowie we wszystkich kolorach
tęczy.
- Do widzenia, pani Grande - blondynka rzuciła Elise pełne wyższości
spojrzenie i wyszła, stukając wysokimi obcasami. Ruda wstała i uścisnęła
wyciągniętą w jej stronę dłoń.
- Witam, zapraszam do środka, pani Brownstone - powiedziała i
wpuściła dziewczynę do środka. Pokazała jej fotel, na którym miała
usiąść. Pomieszczenie było bardzo czyste i zadbane. Wszędzie były beżowe
i brązowe płytki, a na ścianie naprzeciwko wisiało ogromne lustro.
-Więc tak. Nazywam się Victoria Grande i mam rozkaz zrobić z pani tę
samą dziewczynę, którą pani kiedyś była, czyli piękną i uśmiechniętą.
Zaczęła tłumaczyć Elise, co zrobi z jej włosami i co zamierza z
kosmetyczką, aby przywrócić ją do takiego stanu w jakim była wymagana
przez pannę Jessicę. Nie wierzyła, że jej przyjaciółka tyle na nią
wydała. Salon na pewno nie był tani i to można było stwierdzić od razu
po wejściu. Jednak nie znaczy to, że była na Jess w jakimś sensie zła,
bo była swojej przyjaciółce naprawdę wdzięczna. Chyba potrzebowała
takiej chwili relaksu z dala od rutyny, w jaką popadła.
- Dziękuję i do widzenia! - powiedziała zadowolona z efektu. Znów
czuła się atrakcyjna. Rude włosy opanowane i ułożone w delikatne fale do
końca łopatek bez rozdwojonych końcówek. Delikatny makijaż na
oczyszczonej przez maseczkę twarzy, zrobione manicure i pedicure. Będzie
mogła się bez żadnego wstydu pojawić w poniedziałek na rozmowie o
warsztaty. Przynajmniej będzie miała jakiś autorytet i nie potraktują
jej jako bezdomnej, która szuka kąta do spania.
Szła ulicą z wysoko uniesioną głową, wiedząc że teraz nikt nie
będzie się na nią patrzył współczującym spojrzeniem. Dzięki swojej
przyjaciółce znowu poczuła się jak kobieta, po prostu.
- Mamo! Ładnie wyglądasz! - krzyknął Ryan, wtulając się w jej nogi. Zaśmiała się cicho i poczochrała mu włosy.
- Dziękuję - odpowiedziała i weszła w głąb swojego mieszkania,
kierując się w stronę głosów. Spojrzała się z szerokim uśmiechem na
Thomasa i Jessicę. Blondynka podniosła na nią spojrzenie i pokiwała z
uznaniem głową.
- No... dawno cię takiej nie widziałam, przynajmniej nie na żywo,
tylko na zdjęciach - wstała z kolan i je otrzepała. - Cieszę się, że to
wszystko się udało. Nie będę miała na sumieniu śmierci z powodu
zniszczonych włosów.
- Dzięki - mruknęła Elise, przytulając się do swojej przyjaciółki. - Jak ja ci się za to odwdzięczę?
- Robisz to cały czas - zaśmiała się blondynka, wyplątując się z
uścisku rudej. - Ja będę leciała, ale jakoś wpadnę do ciebie niedługo...
albo ty do mnie.
- Wiesz, że nie mogę się wyrwać z domu, prawda? - zaczęła udawać
smutną, a po chwili usłyszała dosyć charakterystyczny śmiech Jessici. -
Hej.
- Do zobaczenia!
- Cześć, ciocia! - zawołali chłopcy chórkiem i powrócili do wcześniejszej zabawy.
- Chłopcy - zaczęła, wszystko w swojej głowie kalkulując. Nie mogła
pozwolić na to, aby czegoś zabrakło w tym miesiącu. - Idziemy na pizzę?
Odpowiedź była aż zbyt oczywista. Jak mogliby się nie zgodzić na
to, aby iść na pizzę? Musiała ich raz na jakiś czas gdzieś zabierać, aby
nie czuli się jak w klatce. Mieli i tak już ciężko w szkole, o czym
doskonale wiedziała. Jednak odziedziczyli talent muzyczny i trzeba było
go rozwijać, zwłaszcza, że i oni tego chcieli.
Do obrazka szczęśliwej rodziny brakowało tylko jednej osoby, ale
na to już nic nie mogła poradzić. Bo czy on ją w ogóle zna? Ostatnio jak
z nim rozmawiała, powiedział, że nie. Jednak uczucie nie potrafiło
odejść w zapomniane, ale skutecznie przelewała je na swoje dzieci. Tak
jak w tej chwili, łapała chłopców ze ręce albo czochrała ich po głowach.
Czy orientowali się, że w takich chwilach myśli o ich ojcu? Nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz