I found you
Please, forgive me...
I want you
You were my best friend!
Po
tym, co zobaczyła w szkole, była przerażona. Zauważyła zdziwienie na twarzach chłopców,
jednak nie pytali się jej, co ją tak zdenerwowało. Nie miała ochoty ich
uświadamiać, że to właśnie on im pomógł. Ich ojciec. A najgorsze było to, że ją
rozpoznał. Widziała to w jego oczach. Teraz na pewno nie da jej spokoju, a na
pewno nie chłopcom. Głupi nigdy nie był, więc potrafił dodać dwa do dwóch.
Musiał się domyślić, że to byli jego synowie. Jednak ciągle miała nadzieję, że
jakoś to do niego nie dotarło i nigdy nie dotrze.
***
- Gabriel, czy ty w ogóle mnie
słuchasz? – warknął jego agent, na którego spojrzał. Szczerze, to wyłączył się
gdzieś już na samym początku przemowy Petera. Cały czas myślał o rudowłosej i
nie mógł odgonić tych myśli. Bał się ale bardzo chciał z nią porozmawiać. –
Graham!
- Słucham cię? – zapytał się, wracając
do rzeczywistości. Drugi mężczyzna ze wściekłością poprawił okulary. Przeszedł się po pokoju, aby chwilę odetchnąć.
- Po co byłeś w tej szkole? Sam?
Beze mnie? – syknął jadowicie. Doskonale wiedział, jak trzymają się kłopoty
młodego piosenkarza. To zaraz coś powie dwuznacznego, co dryga strona odbierze
w ten gorszy sposób, to się zaraz przeziębi, tracąc głos. – Wiem, że masz
sentyment do tej szkoły, ale nie rozumem, dlaczego jesteś w takim stanie, odkąd
przyszedłeś stamtąd! Nie można z tobą w ogóle porozmawiać.
- Spotkałem ją, Peter… To musiała
być ona – powiedział szeptem Gabriel, wzdychając ciężko. Starszy mężczyzna przystanął i spojrzał się
zdziwiony na siedzącego szatyna. Coś po kilku drinkach mu wspominał, że miał
kiedyś przyjaciółkę, którą strasznie zranił. Jednak już nie powiedział, kto to
był i co się stało. A teraz miał wrażenie, że właśnie chodziło o nią. Podszedł
do stołu i usiadł przy nim, na wprost Gabriela.
- Wyrzuć to w końcu z siebie – agent
piosenkarza oparł się wygodnie o blat i patrzył wyczekująco na Grahama. Ten po
raz kolejny westchnął.
- Siedem lat temu Elise była moją
najlepszą przyjaciółką – uśmiechnął się do swoich wspomnień. – Pomagała mi się
nie załamać, gdy piąłem się na szczyt kariery muzyka. Jeździła ze mną na
wszystkie przesłuchania i na koncerty w barach. W końcu zauważy mnie profesor
Tylor i zaproponował miejsce w szkole muzycznej. Zgodziłem się od razu i no
powiedzmy, że miałem o sobie za wysokie mniemanie.
- Obraziła się za to, że poszedłeś
do szkoły muzycznej? – Peter parsknął, bo nieraz już słyszał takie historie i
ta nie byłaby odosobniona. Szatyn zaprzeczył ruchem głowy, co zaciekawiło
Robertsona.
- Starowała na akademię medyczną,
bo świetnie się uczyła i z tego, co wiem, to dostała stypendium. Pewnego razu
po koncercie charytatywnym myślałem, że mogę wszystko, że wszystko i się
należy. Przespałem się z nią – tutaj przerwał swoją wypowiedź ciężkim
westchnięciem. – Nawet nie tyle, co się z nią przespałem. Rozdziewiczyłem ją, a
na następny dzień, gdy przyszła do mojej szkoły, bo skończyła sama wcześniej
zajęcia, zapytałem się jej, przed całą szkołą, czy się znamy. Do tej pory nie
mogę zapomnieć tego wyrazu jej oczu. Nic już nie powiedziała… Odwróciła się i
wyszła, a wszyscy się z niej śmiali, ja też.
- Tego się po tobie nie
spodziewałem – stwierdził szczerze Peter, patrząc się na Gabriela. Zawsze
myślał, że szanował kobiety i nigdy nie powiedział im złego słowa. A jak widać,
tej, na której mu tak zależało, złamał serce. – A skąd pewność, że ją
widziałeś?
- Wczoraj, będąc w szkole,
widziałem jak grupa chłopaków miała sprzeczkę z takimi bliźniakami, może z
pierwszej klasy. Zaczęli ich wyzywać od sierot, a jeden z nich odpowiedział, że
mają się zamknąć i na ten moment wkroczyła nauczycielka. Nietrudno było
przewidzieć, kto dostanie karę. Bracia na pewno nie dostali się do tej szkoły
za pieniądze. No to stanąłem w ich obronie – Gabriel wstał i zdjął marynarkę. Już
nie mógł dłużej wysiedzieć spokojnie. – A że jestem rozpoznawalny, to ci „bogatsi”
dostali karę, a nie tych dwóch chłopców. Poczekałem z nimi i chwilę z nimi
porozmawiałem. Thomas powiedział mi, że nie mają taty i dlatego wszyscy mówią
na nich, że są sierotami. Ryan widać było, że to dużo gorzej znosi. Po
telefonie do ich matki, dyrektorka znowu poprosiła nas do swojego gabinetu.
- Chwilę mnie nie ma, a ty już
ratujesz biedne dusze przed niesprawiedliwością… Przynajmniej wiem już, dlaczego
taki jesteś – parsknął Peter, spodziewając się, co usłyszy w dalszej części
historii.
- Dokładnie… i zjawiła się ona.
Wystraszona i cholernie zmęczona, a gdy zobaczyła mnie… Czysta nienawiść i
jednocześnie zaskoczenie. To musiała być ona, bo gdy chciałem się odezwać, to
zapytała, czy się znamy – wypuścił ze świstem powietrze, czując lekką ulgę. Już
powinien wcześniej powiedzieć Peterowi o Elise. Teraz pewnie zrozumie większość
jego dziwnych odruchów. – Zaraz minie osiem lat, odkąd widziałem ją ostatni
raz. Jej synowie mają siedem lat i podobno niesamowity talent muzyczny.
- Chyba nie myślisz, że… - jednak
wyraz twarzy Gabriela potwierdził domysły mężczyzny. – Jak się nazywa?
Znajdziemy ją.
- Elise Brownstone – odpowiedział
natychmiast szatyn i zmarszczył brwi, gdy zauważył, że jego agent nic nie
notuje.
- Czy jest taka możliwość, że ona
tutaj była? – Gabriel pokiwał niepewnie głową. – Wydaje mi się, że to ona
rozmawiała z Camre o jakichś warsztatach muzycznych w sklepie muzycznym. Nawet
mam gdzieś notatki z tego wydarzenia.
Nie patrz się tak na mnie, już szukam – parsknął mężczyzna, czując ponaglające
spojrzenie muzyka.
***
Wszystkiego się spodziewała, nawet spadającego meteorytu, ale nie tego,
że dostanie zawału jako ekspedientka w sklepie muzycznym, widząc osoby, które
otwierają drzwi do jej miejsca pracy. Wiedziała, że dzisiaj strasznie wyglądała
– nie spała całą noc, myśląc jak uniknąć takiej sytuacji. A jednak się nie da.
- Cholera – syknęła pod nosem i
ze sztucznym uśmiecham dodała głośno. – Dzień dobry. Czym mogę służyć?
Derek aż wyszedł ze swojego gabinetu,
słysząc tak sztucznie miły głos swojej pracownicy. Spojrzał się zdziwiony na
wchodzących gości i stojącą Elise, która była wyprostowana jak struna.
- Dzień dobry, panowie w sprawie
warsztatów? – zapytał się właściciel, ale nieskutecznie. Wymienił z drugim
mężczyzną lekko zdziwione spojrzenie, patrząc się na rudowłosą i tego młodego,
znanego muzyka. Gabriel Graham wyglądał na bardzo pokojowo nastawionego, jednak
Elise sprawiała wrażenie, że zaraz rzuci się piosenkarzowi do gardła.
- Elise… Czy możemy porozmawiać? –
zapytał się cicho muzyk, przez co Derekowi opadła szczęka. Znał jego
pracownicę? Był bardzo ciekawy skąd… Może poznali się w szkole muzycznej, gdzie
chodzili jej synowie?
- Skąd pan zna moje imię? –
wiedziała, że nie wygląda sympatycznie. Jednak nie chciała pokazać, że to ona.
Chciała, aby miał wątpliwości. Tą złością próbowała ukryć łzy. Nadal w nim
widziała swojego przyjaciela, nadal widziała noc, którą spędzili razem… a potem
chłopcy. Przełknęła łzy, które miały ochotę wydostać się na światło dzienne.
- Elise… Błagam, daj mi minutę –
to na pewno była ona, jednak już nie wyglądała na tak, jak ją zapamiętał. Teraz
była jeszcze bardziej zmęczona i miała na sobie ubrania… które nie pasowały do
niej. Tak jak jej synowie miała na sobie zbyt mocno już poprzedzierane spodnie
i lekko wyblakłą bluzkę. Zauważył, że próbowała ukryć tym biedę, ale nie dała
do końca rady. Co się stało z jego ukochaną El?
- Wynoś się stąd… - syknęła, nie
wytrzymując napięcia. Miała wrażenie, że jej dawny Gabriel wrócił, ale nie
zamierzała tego sprawdzać. Ani dzisiaj, ani jutro, ani nigdy więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz