I was waiting...
For you,
My whole life!
El, my whole life
I gave you!
Zaczęła go
ignorować jakąś godzinę temu, a on nadal sobie nie poszedł. Siedział
wytrwale przy jej łóżku i nie ruszył się na krok. Na początku próbował z
nią rozmawiać, ale teraz chyba zrozumiał, że to nie miało najmniejszego
sensu. I tak mu nie była w stanie wybaczyć - tak, tego była pewna,
jednak Gabriel nawet o tym nie pomyślał. Był za to pewny, że się tym
razem nie podda, choćby miał zrezygnować ze swojej kariery. Elisabeth
stała się dla niego zbyt ważną osobą już dawno temu i szkod tylko, że
tak późno to zrozumiał.
- Wyjdź stąd - warknęła, gdy rozsiadł się jeszcze bardziej. Uniósł jedną brew i posłał jej krzywy uśmiech.
- Nie myśl, że tylko ty
jesteś tutaj uparta - szepnął i przymknął oczy. Nie chciał się jej o to
pytać, ale w końcu musiał. - Zadzwoniłaś do rodziców, aby im powiedzieć,
że jesteś w szpitalu?
- Nie - warknęła, gdy
poruszył kolejny drażliwy temat. Dlaczego, do diabła, on tu nadal
siedział?! Nie miał nic innego, mądrzejszego do roboty?
- Numer im się nie
zmienił ? - zapytał, wyciągając swoją komórkę. Spojrzała na niego
zaskoczona, odgarniając swoje rude włosy na ramię.
- Ten numer już nie
stanieje - syknęła, mając wrażenie, że on za bardzo się wtrąca w jej
życie. - Czy nie możesz sobie znaleźć kogoś innego do nękania? Do
diabła, na pewno jakaś kobieta na ciebie w domu, a ty tu siedzisz z
osobą, której nie znasz!
- Przestań - powiedział
spokojnie, po czym spojrzał jej prosto w oczy. Wewnętrznie westchnęła,
bo uwielbiała ten kolor, te ciemne rzęsy to spojrzenie pełne troski.
Szkoda, że już tego nie było. - Nie miałem żadnej kobiety po tobie. Z
żadną się już nie kochałem, bo żadna nie była tobą.
- Co? - parsknęła, nie
rozumiejąc, po co on jej to wszystko mówił. Czuła się osaczona. Miała
wrażenie, że jak znowu mu zaufa to on zabierze jej wszystko. Dzieci,
chęć do życia... Nie mogła na niego patrzeć. Za bardzo bolały ją
wspomnienia oraz to, że istniało tak wielkie dla niej ryzyko.
- To, co słyszałaś. Nie
miałem i nie mam nikogo oprócz ciebie -mrugnął do niej, wiedząc że
dolewa oliwy do ognia. Już i tak wyglądała tak, jakby miała go zaraz
rozszarpać. - Teraz już możesz ze mną na spokojnie porozmawiać?
- Chyba śnisz - syknęła, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Połozyła się z powrotem, słysząc obok siebie ciężkie westchnięcie.
Już nic się nie
odezwał. W sali panowała cisza i żadne z nich nie chciało jej przeywa.
Gabriel miał nadzieję, że łatwiej mu będzie się dogadać z El, po tym
wszystkim. Jednak teraz miał wrażenia, że ona się go po prostu boi. Nie
wiedział tylko czemu, chociaż miał pewne podejrzenia. Nie spodziewał
się, że posiada dzieci - to była dla niego czysta abstrakcja. Nawet do
końca nie wiedział, czy uda mu się w przyszłości znaleźć kobietę swego
życia. A jednak - stare uczucia wróciły ze zdwojoną siłą, gdy tylko
zobaczył Elisabeth. Do tego dzieciaki, wydawały mu się idealne. Gdyby mu
jeszcze wybaczyła, to byłby w stanie uwierzyć, że jakieś
najcudowniejsze marzenia właśnie się spełniło.
- Przyniosłem wypis ze
szpitala - powiedział lekarz, wchodząc do sali. Od razu skierował swe
kroki w stronę łóżka Elise. - Musi pani po prostu więcej wypoczywać i
brać witaminy. Wtedy wszystko wróci do normy.
- Dziękuję, panie
doktorze - posłała mu delikatny uśmiech, siadając na łóżku. Udawała, ż
nie ma w tym samym pomieszczeniu jeszcze trzeciej osoby, która
niezmiernie ją irytowała.
Lekarz wyszedł,
żegnając się krótko i znowu nastała cisza. Jednak obydwoje wiedzieli, że
zaraz zostanie ona przerwana. Tylko jeszcze nie wiedzieli, przez którą
osobę.
- Zarzymaj się u mnie -
powiedział cicho, jakby bojąc się reakcji rudej. Kobieta zachowała się
jakby w ogóle go nie usłyszała, tylko dalej pakowała swoje rzeczy do
torebki. Nawet nie wiedziała, że Derek znalazł je w pracy. Szczotka do
włosów? No tak, miała ją zawsze ze sobą, bo nie wiadomo, kiedy jakiś
okropny wiatr się zerwie przed jakimś ważnym spotkaniem. - Elisabeth,
zatrzymaj się u mnie.
- Dlaczego? - nie miała
siły się już z nim kłócić. Może jak będzie spokojna i zgodzi się na
niektóre z jego warunków to nie zabierze jej dzieci. Nawet jeśli będzie
musiała mu usługiwać to zrobi wszystko, aby tylko bliźniaki zostały z
nią. Nigdy mu ich nie odda!
- Bo cię o to proszę, a
poza tym przyda ci się pomoc. Widzę, jaka jesteś wyczerpana. Kochana -
wstał, cały czas do niej spokojnie mówiąc. Obserwowała go kątem oka, nie
chcąc się gwałtownie ruszać i nadmiernie denerwować, bo wtedy mogli by
ją tutaj zostawić na dłużej. - Odbierzemy dzieciaki i pojedziemy do
mnie. Mam dom na obrzeżach miasta, ale bez problemu jutro mógłbym cię
podwieźć do pracy, a chłopaków do szkoły.
- Ale... - zająknęła
się, myśląć o tym, że musiała wziąć parę rzeczy z mieszkania. Miała
nadzieję, że nie będzie jej wtedy towarzyszył. - Nie chcę, abyś mówił
dzieciakom prawdę. Sama im o tobie powiem w odpowiednim czasie.
- No dobrze - sapnął i
zarzucił jej torbę na ramię, po czym wyciągnął drugię w jej stronę.
Chwilę się zastanowiła i z cichym westchnięciem je przyjęła, pozwalając
się podtrzymywać przez znienawidzonego przez nią mężczyznę. - Chcę się z
tb zaprzyjaźnić, a już na pewno nie skrzywdzić. Już raz to zrobiłem i
wystarczy mi na całe życie.
- Mi też - parsknęła,
denerwując się lekko. Dlaczego on cały czas musiał wracać do tego
tematu? Gdyby naprawdę mu tak zależało, to by jej szukał!
~*~*~*~
Zauważyła jak Gabriel marszczy
brwi, gdy coraz bardziej zbliżali się do kamienicy, w której mieszkała.
Wiedziała, że mężcyzna już z daleka widzi, w jakiej okolicy mieszkała i
pewnie domyślał się, jakie warunki panowały w jej mieszkaniu. Będzie
musiała go zbyć, aby tylko nie potwierdził swoich domysłów. Mógłby jej
wtedy w ogóle nie dać spokoju i zabrać dzieci. Westchnęła cicho, nie
chcą patrzeć na tę okolicę.
Z powrotem zwróciła
uwagę na profil młodego artysty. Musiała przyznać, że jeszcze bardziej
wydoroślał od czasów szkoł, chociaż wtedy w nim było widać prwdziwego
mężczyznę. Pamiętała dotyk jego delikatnych włosów, które były od zawsze
w nieładzie. Za czasów szkoły dokładnie się golił, a teraz miał
dwudniowy zarost. Sama musiała się przed sobą przyznać, że był
przystojnniejszy jeszcze bardziej. Podobał się jej - i temu nie mogła
zaprzeczyć. Szkoda tylko, że miał tak paskudny charakter.
Czuł jej spojrzenie na sobie, ale nie komentował tego. Chciał, aby mu
zaufała, a głupimi komentarzami mógłby wszystko zepsuć. Miał nadzieję,
że uda im się wrócić do relacji sprzed lat. Tak bardzo chciał zobaczyć
ją, jak się śmiała do łez, gdy razem oglądali filmy i je komentowali.
Abo gdy chodziła na koncerty i mówiła mu po nich, co miał zrobić, aby
poprawić swój wizerunek. "Uśmiechnij się tak, aby żadna ci się nie
oparła. Wykoorzystaj to, że jesteś przystojny, a nie się ukrywać,
Graham." Pamiętał doskonale jej słowa. Cholernie mu tego teraz
brakowało, gdy schodził ze sceny, a tej przepięknej rudej dziewczyny nie
było przy nim; że wszczyscy go chwalili i nikt mu nie zwracał uwagi na drobne potknięcia - a ona pewnie by to zrobiła. I za to ją cenił najbardziej - za szczerość.